Naszą przygodę z Pieninami rozpoczęliśmy od spływu tratwami Przełomem Dunajca. Skąpani w słońcu i popołudniowej bryzie niepokornej rzeki, słuchaliśmy flisackich opowieści, obserwując bacznie szybko zmieniający się krajobraz, florę i bajeczną wręcz faunę (czarnego bociana, siwą czaplę, kolorowe kaczory i jastrzębie). Spływ Dunajcem – jedna z największych atrakcji turystycznych Europy, a zarazem chyba najlepszy sposób na zobaczenie Pienin w pigułce. Pokonaliśmy 7 pętli dziko wijącej się rzeki, by po prawie 2 i pół godzinie dotrzeć do malowniczo położonej Szczawnicy. Spacer nad Grajcarkiem pozwolił odnaleźć stały grunt pod nogami – jak się okazało tylko na chwilę, gdyż w programie tego dnia był także wyjazd kolejką linową na Palenicę. Z dolin na szczyt! Z wysokości Szafranówki mogliśmy podziwiać Pieniny Małe od Wysokiej po Orlicę. Wieczór powitaliśmy w Jaworkach, w cichej willi na Zaskalskiem.  Kolejny dzień przywitał nas cudną pogodą, pianiem koguta oraz dziwną wonią, dobywającą się z łazienki. Dopiero wieczorem dowiedzieliśmy się, że to jeden z cudów hydrologicznych Jaworek. Tego poranka wyruszyliśmy z Krościenka w kierunku najwyższego szczytu Pienin Właściwych. Już na przełęczy „Chwała Bogu” dech nam zaparły z daleka widniejące  szczyty Tatr, ale była to tylko skromna zapowiedź cudnego widoku, jaki zobaczyliśmy z Trzech Koron. Wow! Tego się nie da opisać! Gdy schodząc ze szczytu w kierunku Zamkowej Góry, konstatowaliśmy, że właściwie przeżyliśmy już wszystko, co najpiękniejsze, zaskoczyła nas nasza spokojna, filigranowa pani przewodnik. Wraz z napotkanym na ścieżce innym przewodnikiem – kolegą po fachu – dała koncert śpiewu góralskiego w jego najczystszej i najpiękniejszej formie. Wow! A potem granią równolegle do płynącego w dole Pienińskiego Potoku przez Czerteź, Czertezik pokonaliśmy Sokolą Perć i doszliśmy aż do Sokolicy… wow! Wow! Wow! Jeszcze tylko zdjęcie  liczącej ponad 500 lat reliktowej sosny zwyczajnej, rosnącej na szczycie, a potem lody w Krościenku i ponownie Jaworki. Poranek trzeciego dnia ponownie powitał nas palącym słońcem – wg naszej gospodyni – mieliśmy niewyobrażalne szczęście, jeśli chodzi o pogodę. Po śniadaniu udaliśmy się na spacer do Wąwozu Homole – drewniane, metalowe mostki, wijący się kaskadami potok, prawie pionowe skały Grzebienia i na koniec Kamienne Księgi w dolinie. Pięknie! Jeszcze tylko jeden rzut oka na Jaworki z widokowej polany  i ruszamy w drogę powrotną na Zaskalskie. Po drodze mijamy trochę zbyt wesołego jak na tę porę dnia Janosika w pełnym rynsztunku, owce i … polskie krowy. O 11.00 przekroczyliśmy próg zamku w Czorsztynie – jednej z najciekawszych i zarazem najbardziej tajemniczych atrakcji turystycznych regionu. Pięknie odrestaurowana warownia graniczna pozwala choć na chwilę przenieść się w burzliwe czasy panowania Kazimierza Wielkiego. Następnie przepłynęliśmy gondolami po Jeziorze Czorsztyńskim do Zamku w Niedzicy, by ponownie zachłysnąć się podczas zwiedzania historią, legendami i dziwnymi losami tym razem węgierskiej warowni. Po opuszczeniu zamku poszliśmy na tamę. Ostatnie zdjęcia cudnej panoramy obydwu zamków, jeziora i Pienin, krótki spacer i ruszamy w drogę powrotną do Starachowic.

Pieniny przyciągały badaczy od dawna: geografów, przyrodników, geologów, archeologów, etnografów, historyków, szybko stając się niewyczerpanym źródłem wiedzy wszelakiej. Były obszarem granicznym, ale także miejscem styku wielu kultur: polskiej, węgierskiej, słowackiej czy łemkowskiej. W ciągu tych  trzech dni zaledwie dotknęliśmy wszystkiego tego, o czym wspomniani badacze pisali, ale na tyle perspektywicznie, by każdy z nas mógł z tej pięknej krainy zaczerpnąć coś dla siebie. W podróży towarzyszyli nam: nasza wychowawczyni – pani Beata Szczepańska i pan Jacek Rudzki. Dziękujemy!